Data wydania: 2012
Format : Książka
Ilość stron: 480
Półka: posiadam
Do kupienia: Gandalf, Merlin, Matras
Emily Giffin to amerykańska autorka bestsellerów. Rzuciła karierę prawniczą, aby poświęcić się rodzinie i pisaniu. Mieszka w Atlancie wraz z mężem i trójką dzieci. W Polsce ukazały się sześć jej powieści: "Coś pożyczonego", "Coś niebieskiego", "Dziecioodporna","Sto dni po ślubie" i "Siedem lat później" i ,,Pewnego dnia".
Marianne Caldwell była bardzo dobrą uczennicą, rozpoznawalną w szerokich kręgach. Marzyła o pójściu do collegu. Podczas imprezy u swojej koleżanki Janie wraz z Conradem poczuli do siebie chemię i wylądowali w łóżku. Niby się zabezpieczali, jednak dziewczyna zaszła w ciążę. Ciążę, o której wiedziała tylko jej matka. Marianne zdecydowała się oddać córkę do adopcji, zaznaczając w kwestionariuszu, że po ukończeniu przez nią 18 lat agencja może podać jej aktualny adres. Kirby od najmłodszych lat wiedziała, że nie jest biologiczną córką swoich ,,rodziców" - Lynn i Arta Rose'ów, mieszkających w St.Louis. Małżeństwo od 10 lat starało się o dziecko, dlatego bardzo ucieszyli się, gdy w prima aprillis zadzwonili do nich z pozytywną wiadomością. 11 miesięcy później przyszła na świat ich biologiczna córka, oni jednak nie traktowali ich inaczej. Kirby od 5. klasy zastanawiała się, jaka jest jej matka. Z każdym rokiem decyzja o odnalezieniu jej w niej dojrzewała. Po ukończeniu 18 lat postanowiła do niej pojechać. Czy możliwe jest, aby kobiety nawiązały nić porozumienia po tylu latach? Co z obecnym partnerem Marianne, Peterem Standishem? Czy biologiczny ojciec dowie się o swoim rodzicielstwie?
Muszę przyznać, że do książki podeszłam z pewnym dystansem, bowiem z 3 lata temu miałam przyjemność rozpocząć przygodę z twórczością pani Giffin, jednak nie spodobała mi się ona. Nie wiem, czy to kwestia czasu, czy innych czynników, jednak ,,Pewnego dnia" porwało mnie już od pierwszych stron. Nie jest to banalna powieść, jakich wiele.
Dzieło opowiada o dziewczynie, Kirby, która po 18 latach postanawia odnaleźć swoich biologicznych rodziców. Autorka porusza bardzo ważny w dzisiejszych czasach problem wczesnego rodzicielstwa. Nie wszystkie dzieci poczęte są z miłości, niektóre to efekt wpadek, czy gwałtu... Nie zawsze jednak w takiej sytuacji musimy decydować się na aborcję, lepszym rozwiązaniem jest donoszenie ciąży i przekazanie dziecka do adopcji, tak, jak uczyniła to Marianne. W jej mniemaniu było to najlepsze, co mogła uczynić.
Drugą ważną sprawą jest ukrywanie przez ojcem dziecka faktu poczęcia. Conrad po latach miał żal do ukochanej, że nie pozostawiła mu żadnego wyboru. Nie namawiałby jej, dałby jej możliwość podjęcia decyzji, jednak chciałby wiedzieć, że poczęli dziecko.
Książka jest napisana bardzo prostym językiem, czyta się ją bardzo szybko. Mimo, że ma prawie 500 stron nie można się od niej oderwać. Jak już wspomniałam pani Giffin stworzyła nietuzinkową fabułę. Pokazała, że mimo, że Kirby była adoptowana to ,,rodzice" nie traktowali jej inaczej, niż biologicznej córki. Dziewczyna po latach postanowiła odnaleźć swoich rodziców, chciała wiedzieć, po kim odziedziczyła pewne cechy.
Trochę czuję się nieusatysfakcjonowana zakończeniem. Szczerze wyznam, że liczyłam na to, że miłość sprzed lat odżyje i Marianne z Conradem dadzą sobie jeszcze jedną szansę, ale to taki mały szczegół. Podsumowując polecam gorąco każdemu tą książkę, jest warta swojej ceny !
Moja ocena : 9/10
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu
Lubię tą autorkę... Zamierzam kupić jakąś jej książkę, może dzięki tej recenzji to będzie właśnie ta, dzięki :)
OdpowiedzUsuńTa jest doskonała ;)
UsuńChoc poprzednia książka pisarki mnie nudziła, tej dałabym szanse:)
OdpowiedzUsuńTą jestem zachwycona.
Usuńeee zdradziłas zakończenie ;)
OdpowiedzUsuńAle ich perypetie są jeszcze lepsze, niż to ;D
UsuńMuszę kiedyś bliżej poznać twórczość tej autorki:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie :)
UsuńJa nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale właśnie mnie zachęciłaś i chyba się skuszę! ;-)
OdpowiedzUsuńWarto ;)
Usuń