sobota, 6 lipca 2013

,,Chuliganka" Izabela Jung

Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2013
Format : Książka
Ilość stron: 288
Półka: posiadam
Do kupienia: Gandalf, Merlin, CzarnaOwca

Nie lubię negatywnie opisywać książek, dlatego mam problem z rozpoczęciem. Później już jakoś pójdzie. Chyba. Zachęcona ochami i achami postanowiłam skusić się na debiut Izabeli Jung. Oczywiście musiała odleżeć swoje, żebym się nią zainteresowała. Gdybym mogła, cofnęłabym czas, naprawdę, ale że nie było to możliwe zaczęłam swoją mozolną przygodę z ,,Chuliganką”, która była bardzo wyboista.

Nie zdarzyło mi się chyba jeszcze, żebym już po 5 stronach chciała rzucić książkę w kąt i wymazać ją z pamięci. Niestety, z pierwszą powieścią Izabeli Jung tak było. Nie mam jednak zwyczaju zaczynać książki i jej nie kończyć albo ,,przerywać” sobie inną, więc brnęłam dalej. Zajęło mi to dobre 2 dni, a umęczyłam się gorzej, niż koń na wyścigach. Język jak dla mnie był tak toporny, że w ogóle nie zachęcał do zapoznania się z dalszą częścią. Jeśli chodzi o poznawanie dalszych losów bohaterów, tu też była tragedia. Mogłabym ją odłożyć i na miesiąc na półkę, bo ani trochę nie interesowało mnie, jak się skończy ta historia. A może interesowała, kiedy w końcu się skończy i będę mogła ją z czystym sumieniem przeczytaną odłożyć i nigdy do niej nie wracać?

Historia, wydawałaby się, ciekawa. Ewa, prawie 30-letnia matka dwójki dzieci, Kacperka i Piotrusia wraz z mężem postanowiła zrobić remont poddasza. Wiadomo, ekipa remontowa niezbyt śpieszyła się ze swoim zadaniem. Adama całe dnie nie było w domu, więc kobietę zainteresował jeden z pracowników, Czeczen Zeliem. Pracownik był muzułmaninem, pochodził z zupełnie innego kręgu kulturowego, więc pewnie dlatego tak fascynował Ewę. Z powodu wyznawanej religii opierał się przed znajomością z mężatką, jednak ile można? W końcu jej uległ, jednak czy romans po kątach miał szansę przetrwać?

Tak mozolnie nie czytało mi się żadnej książki. Liczyłam na lekką powieść obyczajową, a dostałam w zamian jakąś nieprawdopodobną historię z naiwną dojrzałą kobietą, którą kochanek okręcił sobie wokół palca. Mimo, że był od niej o 10 lat młodszy manipulował nią, jak mu się podobało, a ona naiwna mu we wszystko wierzyła.

Tego nie da się opisać, jak mnie irytowało zachowanie głównych bohaterów. Z jednej strony nie można oceniać krytycznie debiutu Izabeli Jung, który doskonały w żadnym stopniu nie jest. Pomysł na historię ciekawy, jednak nie do końca chyba przemyślany i nie przedstawiony w ciekawy sposób. Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam, gdy przeczytałam ostatnie zdanie tej pozycji. 

Są osoby, które ,,Chuliganka” zachwyca i oczarowuje. Ze mną niestety tak nie było. Co prawda okolice środkowych rozdziałów wydały mi się, jakby nieco ciekawsze, jednak fatalny wstęp i zakończenie skutecznie zniechęciły mnie do tej autorki. Co prawda, jeżeli pojawi się jakaś kolejna powieść Izabeli Jung będę chciała z ciekawości zerknąć, czy jej poziom pisarski uległ poprawie, jednak gdyby mi się to nie udało nie będę nad tym ubolewać.

,,Chuliganka” z założenia miała być powieścią obyczajową, jakich mało na polskim rynku. To założenie z pewnością jest prawdziwe, drugiej takiej nie znajdziecie…

Moja ocena : 5/10

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu 



15 komentarzy:

  1. Mnie do tej książki jakoś nie ciągnie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytała bym z chęcią tę książkę i sama dowiedziała się jaka jest ta ksiązka. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie się tak sobie podobała, ale są i potrzebne negatywne opinie. W końcu , gusty są różne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Książkę uwielbiam! być może dlatego że znam troszkę wiecęj faktów. Kobitka rewelacyjna:0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie fajna była, jak ją wodził za nos, no cudo ;)

      Usuń
  5. nareszcie negatywna opinia, w końcu nie muszę pisać "i tak nie czuję się jakoś przekonana".. sam opis "Chuliganki" nie jest już dla mnie zachęcający.

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę omijać szerokim łukiem:)

    OdpowiedzUsuń
  7. A miałam ją przeczytać... Nie byłam do końca przekonana i Ty chyba przekonałaś mnie na "nie".

    OdpowiedzUsuń