czwartek, 29 sierpnia 2013

,,Kolaborantka" Margaret Leroy

Wydawnictwo: Gola
Data wydania: 2013
Format : Książka
Ilość stron: 398
Półka: posiadam
Do kupienia: Gandalf, Merlin, Matras

Margaret Leroy ma już dość spory dorobek pisarki, jednak dla mnie pozostawała autorką nieznaną. Wszystko zmieniło się pewnego dnia, gdy udałam się do księgarni i zauważyłam, że ,,Kolaborantka” znajduje się tam, jako jedna z książek do nabycia. Już wtedy wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać i w końcu mi się to udało. Wiedziałam, że nie będzie to łatwa lektura…

Vivienne, odkąd jej mąż poszedł na wojnę pozostała w domu sama z dwoma córkami i teściową. Podejrzewano, że niedługo mogą zjawić się niemieckie wojska, choć nadal z nadzieją sądzono, że wyspy mogą nie zostać zaatakowane. Ludzie jednak wyjeżdżali do Londynu, mając nadzieję, że tam czeka ich lepsze życie. Bohaterka wraz z córkami także wybrała się na statek. Nie wsiadła jednak na niego i wróciła do domu, gdzie miało się dla nich rozpocząć nowe życie. Niedługo potem na wyspie pojawili się niemieccy żołnierze, dodatkowo zamieszkali naprzeciwko nich i wszystko zaczęło się komplikować…

Za książkę zabrałam się dość szybko, gdyż byłam ciekawa, co w sobie zawiera. Zdaję sobie sprawę z tego, że książki o wojnie nie są łatwe i przyjemne w odbiorze. Margaret Leroy stworzyła jednak bardzo emocjonującą historię, ukazując całe okrucieństwo wojny, jednak w bardzo złagodzonej wersji z czego jestem bardzo rada.

Bohaterka musiała zmierzyć się z całym trudem wojny, jaki zgotowali Niemcy. Pozornie nie sprawiali oni kłopotów, sami byli poszkodowani pod względem moralnym, biorąc udział w wojnie. Brak pożywienia, obozy, zesłania, aresztowania. To wszystko było na porządku dziennym, a mieszkańcy wyspy musieli sobie z tym poradzić. Gorzej było, gdy przechodzili na drugą stronę, niemiecką, lub działali wbrew nim, pomagając jeńcom. Po której stronie stanęła Vivienne?

Książek o wojnie przeczytałam w swoim życiu już naprawdę sporo, pewnie po części za sprawą babci, która żyła w tamtych czasach i czyta sobie takie powieści. Nie jest to lektura, którą przeczyta się na raz i bez zastanowienia, choć szczerze mogę powiedzieć, że zdarzało mi się czytać jeszcze gorsze pozycje z tamtego okresu. Ja czytałam ją dwa dni, po kilka godzin, gdyż więcej nie byłabym w stanie. Za bardzo mnie przytłaczają takie historie, jednak uważam, że warto zapoznawać się z dziejami naszych przodków.

,,Kolaborantka” to opowieść o wojnie, prawdziwej miłości, która jest silna, ale czy zdoła przezwyciężyć wszystko? Jest to historia o kobiecie, która postanowiła postępować zgodnie ze swoim sumieniem, choć nie zawsze było to dobrze widziane przez pozostałych mieszkańców.

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki dziękuję  :



12 komentarzy:

  1. Nie interesuję się tego typu książkami, ale za tą się rozglądnę. Może mi się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wystarczyła mi swastyka na jego ramieniu, aby zapałać do bohatera nienawiścią. Ot, takie międzynarodowe uprzedzenie. Ale pasjonuje mnie przeszłość i chciałabym przekonać się na własne oczy, co też nasza tytułowa kolaborantka wykombinowała ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem czytam książki o wojnie, a na tą mam wielką ochotę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj chętnie przeczytam tę książkę...Super recenzja..Na marginesie - siostra recenzji Kiti? Teraz tak zauważyłam podobieństwo, niesamowite, że nie wiedziałam wcześniej :D

    OdpowiedzUsuń