piątek, 9 sierpnia 2013

,,Spotkajmy się w kawiarni" Jenny Colgan

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2013
Format : Książka
Ilość stron: 420
Półka: posiadam
Do kupienia: Gandalf, Merlin, Wydawnictwo Literackie

Elektryzujący tytuł,  cukierkowa okładka i ten tytuł ,,Spotkajmy się kawiarni”, zapowiadający coś niesamowitego. Gdy przeczytałam słowa:  ,,Rozkosz czytania – od pierwszej do ostatniej strony…” już wiedziałam, że się jej nie oprę. Jednak to co otrzymałam po zapoznaniu się z tą lekturą jest niemierzalne.

Panna Randall odkąd tylko pamiętała przebywała pod opieką dziadka Joe, który prowadził trzy piekarnie. Dziewczynka od najmłodszych lat otaczała się łakociami, a ukochany dziadzio uczył jej sztuki kulinarnej. Niestety, później z powodu problemów zdrowotnych był zmuszony zakończyć biznes, a przyjaciółka Issy, Helena pomogła jej znaleźć dla niego miejsce spokojnej starości. Tymczasem mimo zamiłowań do kulinariów Isabel nie pracowała w tej branży. Była pracownicą firmy Kalinga Deniki, gdzie miała potajemny romans z Graemem Dentonem.  Nie bacząc na związek podczas redukcji etatów po prostu pozbył się jej z firmy. Issy po początkowym załamaniu postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i założyć Słodki Zakątek. Podczas ubiegania się o kredyt poznała Austina Tylera, który miał 10-letniego brata, którym się opiekował po śmierci rodziców. Czy coś narodziło się z tej znajomości? Czy właścicielka kawiarni bez doświadczenia zdołała rozwinąć ten interes, czy może splajtowała? Tego dowiecie się czytając ,,Spotkajmy się w kawiarni” Jenny Colgan.

W pozycji urzekły mnie przede wszystkim przepyszne przepisy na babeczki, ciasta, wszystko to, co można było znaleźć w menu Słodkiego Zakątku. Podczas czytania tej powieści cały czas byłam głodna. Całe szczęście, że miałam przygotowane szybciej babeczki to sobie podjadałam podczas lektury. I Wam też radzę mieć pod ręką coś słodkiego, zanim zaczniecie tą lekturę. Będzie słodko, jak w  cukierni. Jedyne do czego się doczepię to fakt, że po otworzeniu książki i przeczytaniu ,,Przepisy na babeczki na każdą okazję!” na skrzydełku myślałam, że to już wszystkie. Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy wgłębiając się coraz głębiej pojawiały się nowe. Mógłby być cały spis, żebym potem nie musiała szukać, ale to drobny szczegół. Czytając receptury na te pyszności aż mi ślinka ciekła, jak poczułam te wszystkie połączenia smakowe. I nie wytrzymałam, zrobiłam ,,Cytrynowe ciasto dla zdeterminowanych” ze str. 103, niedługo i z Wami podzielę się jego przepisem. Ciasto doprawdy rewelacyjne, więc nawet nie będę się długo zastanawiała nad częstszym wykonywaniem pozostałych przepisów.

Ale, ale, nie same przepisy tam w końcu były, bo jeszcze pomyślicie, że Pani Jenny Colgan stworzyła książkę kucharską. To nie tak, to cudowna opowieść o Issy, która po stracie pracy postanowiła zaryzykować i rozpocząć własną działalność. Bardzo szybko znalazła pomocnicę, Pearl Mc Gregor, a i pracownik banku nie pozostawał bierny, jeśli chodzi o pomoc nieco naiwnej i niedoświadczonej właścicielce kawiarenki. Muszę przyznać, że od początku kibicowałam Issy, aby jej lokalny mały biznesie odniósł sukces.

Styl Pani Jenny Colgan był bardzo lekki i przyjemny. Książkę czytało się bardzo szybko, strony przelatywały mi błyskawicznie i jak się można łatwo domyślić nie mogłam doczekać się kolejnego przepisu nadesłanego przez obłożnie chorego dziadka Joe. Na początku nieco obawiałam się objętości ,,Spotkajmy się w kawiarni”, to prawie 500 stron, jednak niepotrzebnie. Bardzo przyjemnie spędziłam z nią kilka popołudni. Myślę, że miłośnicy kulinariów, ale i szczęśliwych historii z pewnością będą nią oczarowani. Za granicą jest już 2 tom powieści, mam nadzieję, że i w Polsce zostanie on wydany, gdyż jestem bardzo ciekawa, jak potoczyły się dalsze losy z początku nieco nieporadnej Issy Randall !

Moja ocena : 9/10


Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję


5 komentarzy:

  1. Cisze sie, ze mogłam przeczytac recenzję tej ksiażki, bo już jakiś czas temu przykuła moją uwagę nadzwyczajną wprost okładką.
    Powertowałam w necie i okazało sie, że jest to okładka "zagraniczna". Chwała wydawcy,ze nie eksperymentował, nie robił własnej "wariacji na temat".
    Milo też,ze treść książki nie rozczarowuje, bo nie ma nic gorszego od kiepskiej książki w świetnej okładce....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie wiedziałam nawet, ale okładka jest doprawdy czarująca ;)

      Usuń