Data wydania: 2013
Format : Książka
Ilość stron: 480
Półka: posiadam
Do kupienia: Gandalf, Merlin, Literackie
Zachwycona poprzednią książką Barbary O’Neal, a konkretniej ,,Sekretami uczuć” długo nie zastanawiałam się nad zapoznaniem się ze ,,Sposobem na happy end”. Tym bardziej, że w środku miały się również znaleźć przepisy na dania, które najbardziej lubię. Mimo prawie 500 stron pozycję przeczytałam ekspresowo i do teraz przeżywam ją od nowa.
Elsa Montgomery od najmłodszych lat marzyła o tym, aby
służyć do mszy. Niestety nie było to możliwe, dlatego bardzo zazdrościła
swojemu przyjacielowi Joaquinowi, który był ministrantem. Z czasem jednak po
perypetiach wiary postanowiła wraz z ówczesnym narzeczonym odbyć camino. Prawie
przed końcem okazało się, że Jaaquin postanowił zostać księdzem, tak, jak
przepowiedział mu anioł, gdy był jeszcze mały i umierał na ospę. Elsa nie mogąc
się początkowo pozbierać postanowiła zostać pastorem. Doskonale opiekowała się
swoimi parafianami do czasu, gdy jedna z dziewcząt, 14-letnia Kiki zginęła w
niewyjaśnionych okolicznościach…
Opowieść pochłonęła mnie już od początku, chyba nawet
bardziej mnie zaciekawiła niż ,,Sekrety uczuć”, mimo, że tam było więcej
przepisów kulinarnych. Z każdą kolejną stroną poznawałam Elsę, jej rodzinę,
Joaquina Gallagosa, który został w końcu księdzem. Dowiadywałam się o ich
przeszłości, marzeniach, oczekiwaniach, wątpliwościach. To cudowna powieść,
której nie da się tak po prostu opowiedzieć w dwóch zdaniach.
To opowieść o wybaczaniu, miłości, powołaniu, ale i chwilach
zwątpienia. To pozycja, która wciąga niesamowicie i sprawia, że cały czas
myślimy o bohaterach, przeżywamy razem z nimi wszystko, co ich czeka i co się
już wydarzyło. Muszę przyznać, że polubiłam wszystkie postaci. Mogłoby się
wydawać, że to zwykła obyczajowa opowieść na wolne popołudnie, jednak ,,Sposób
na happy end” to coś innego, głębszego, co zmusza nas do przystanięcia i
zastanowienia się nad swoim życiem.
Dzięki lekkiemu stylowi autorki i ciekawemu pomysłowi na
fabułę strony przelatywały mi błyskawicznie, a na końcu żałowałam, że to już
koniec. Tym bardziej z niecierpliwością czekam na kolejną opowieść Barbary O’Neal,
które coraz bardziej mnie zachwycają. Na końcu książki znajdują się przepisy na
kilka potraw, które z pewnością wypróbuję.
,,Sposób na happy end” polecam wszystkim, którzy mają ochotę
na z pozoru lekką książkę, ale jednak problematyczną, kończącą się tytułowym
happy endem. Jestem przekonana o tym, że Wam również się ona spodoba.
Moja ocena : 9,5/10
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję
Przypominam o 2-letniej Nikoli, która potrzebuje naszej pomocy, liczy się każdy grosik.
Barbara O'Neal to Polka???
OdpowiedzUsuńNie, Amerykanka raczej:)
UsuńMyślałam, że to pseudonim, bo masz obrazek "Polacy nie gęsi " :)
UsuńNo tak, ja ostatnio nie myślę. Przepraszam, jasne, że to nie jest Polka.
UsuńNie ma za co przepraszać :) Myślałam, że to pseudonim jak Tanya Valko :)
UsuńNie,nie ;)
UsuńAż tak dobrze? No to muszę przeczytać :) W sumie pies na okładce wystarczy, żeby mnie zachęcić :D
OdpowiedzUsuńGenialna:)
UsuńTa książka wciąż przede mną, widzę, że warto:)
OdpowiedzUsuńZ pewnością:)
UsuńAj, a ja nie lubię happy endów ;)
OdpowiedzUsuń:)
Usuńa ciekawi mnie, przeczytam jak trafi w moje ręce ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się:)
Usuń