Na ile niewinne kłamstwo może zmienić czyjeś życie? Czy ,,Bezpieczne kłamstwa" Randy Susan Meyer faktycznie okazały się tak asekuracyjne, jak początkowo zakładano?
Dom. Praca. Dzieci. Z czasem może to przytłoczyć także najlepszych rodziców pod słońcem. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, także Nathana Sorosa, który mając dwóch kilkuletnich synów wdał się w romans z Tią Adagio. Bohaterka nieoczekiwanie zaszła z nim w ciążę. Mężczyzna, którego przerosła cała sytuacja, poniekąd zrywa z nią kontakt, każąc jej rozwiązać tę sprawę. Tymczasem kilka lat później do jego domu przychodzi list ze zdjęciami jego córki. Cała spirala zdarzeń zaczyna się nakręcać. Bezpieczne kłamstwa nie okazują się być takimi, jak wszyscy by chcieli.
Dużą uwagę autorka poświęciła kwestii adopcji dziecka ze wskazaniem rodziny. Tia postanowiła stworzyć dziecku lepszą rodzinę, oddając ją pod opiekę wiecznie zapracowanej Caroline i Petera, który pragnął mieć potomstwo, niestety, sami nie mogli zrealizować tego marzenia. Pisarka pokazuje, że dziewczynka od samego początku wiedziała, że nie jest biologicznym dzieckiem swoich rodziców. Co ważne, zwraca także uwagę na to, że z czasem rodzice mogą chcieć poznać dziecko, nawiązać z nim więź. Tylko czy jest to na pewno dobre rozwiązanie?
Muszę przyznać, że książka przeleżała u mnie dłuższy czas po tym, jak otrzymałam ją w prezencie od Asi z Krzywej Prostej. Mimo, że ma prawie 500 stron przeczytałam ją w dość szybkim, jak na mnie, czasie. Narracja prowadzona była z trzech perspektyw - rodziny adopcyjnej, biologicznej matki, a także rodziny ojca Savannah, czyli Nathana. Jeżeli szukacie z pozoru lekkiej lektury, ale z głębszym przesłaniem, wówczas sięgnijcie po pozycję autorstwa Randy Susan Meyers.
Dużą uwagę autorka poświęciła kwestii adopcji dziecka ze wskazaniem rodziny. Tia postanowiła stworzyć dziecku lepszą rodzinę, oddając ją pod opiekę wiecznie zapracowanej Caroline i Petera, który pragnął mieć potomstwo, niestety, sami nie mogli zrealizować tego marzenia. Pisarka pokazuje, że dziewczynka od samego początku wiedziała, że nie jest biologicznym dzieckiem swoich rodziców. Co ważne, zwraca także uwagę na to, że z czasem rodzice mogą chcieć poznać dziecko, nawiązać z nim więź. Tylko czy jest to na pewno dobre rozwiązanie?
Muszę przyznać, że książka przeleżała u mnie dłuższy czas po tym, jak otrzymałam ją w prezencie od Asi z Krzywej Prostej. Mimo, że ma prawie 500 stron przeczytałam ją w dość szybkim, jak na mnie, czasie. Narracja prowadzona była z trzech perspektyw - rodziny adopcyjnej, biologicznej matki, a także rodziny ojca Savannah, czyli Nathana. Jeżeli szukacie z pozoru lekkiej lektury, ale z głębszym przesłaniem, wówczas sięgnijcie po pozycję autorstwa Randy Susan Meyers.
Zapowiada się całkiem ciekawa historia.
OdpowiedzUsuńTaką historię mogłabym przeczytać, a to, że liczy 500 stron tylko mnie zachęca:) Lubię takie tomiska:)
OdpowiedzUsuńDobrze się czyta i skłania do refleksji :)
OdpowiedzUsuń