#czytajznami Organizatorka akcji - Magda z Save the magic moments
Zachęcam do dołączenia do grupy Przeczytaj & Podaj dalej, gdzie dzielimy się informacjami o przeczytanych książkach. Co tydzień na blogu innej blogerki pojawia się także wpis na wybrany przez nią temat, w którym gościnnie występują trzy inne osoby z grupy.
Ostatnio, mam wrażenie, że zapanował prawdziwy boom na bestsellery. Czytelnicy zachwycają się coraz to nowymi pozycjami, zapominając o tych, które przecież też mają duszę. Postanowiłam zapytać 3 blogerki, czy starsze książki też mają w sobie duszę, czy liczą się tylko nowości? Zobaczcie, co odpowiedziały.
Marta Kraszewska - Rudym Spojrzeniem na świat
W tej chwili na rynku jest tyle nowości, że czasami ciężko
się zorientować, co faktycznie jest warte przeczytania, a co nie. Często bowiem
za książką stoją potężne akcje marketingowe, które nie mają wiele wspólnego z
tym, czy jest ona faktycznie dobra czy nie.
Kiedy Paulina zadała mi pytanie: Czy starsze książki też mają w sobie duszę, czy liczą się tylko
nowości?, zaczęłam się mocno zastanawiać, co to znaczy, że książka ma
duszę. Czy to, że jest stara? Czy to, że jest dobra?
Przede wszystkim, dla
mnie, duszę na pewno mają średniowieczne woluminy. To książki, które mnie
fascynują i sprawiają, że drżę. Poważnie. Mają w sobie magię. Im starsza
pozycja, tym więcej emocji we mnie wywołuje. Ile rąk musiało ją dotykać, gdzie
była, w jakich bibliotekach leżała, świadkiem, jakich wydarzeń była.
Fascynujące!
Niestety, na co dzień, zwykli śmiertelnicy – przynajmniej ja
– nie mają dostępu do tego typu lektur. Muszę się zatem zadowolić tym, co
oferuje współczesny rynek. W dalszym ciągu jednak stawiam na starsze książki. Moimi
osobistymi książkami z duszą jest na pewno wydanie sagi o Wiedźminie Andrzeja
Sapkowskiego (moja pierwsza udana przygoda z fantastyką) z lat dziewięćdziesiątych
i chociaż kartki jej wypadają, to nie wymieniłabym na nowsze wydanie. Inna
sprawa, że też przeszła przez wiele rąk. Jest to jedyny przypadek, kiedy
robiłam notatki podczas lektury… na jej kartkach.
Uwielbiam też wyszukiwać nowe wydania starych książek. Teraz
wydawnictwa naprawdę się starają, często stylizują okładki. Jednym z moich
ostatnich zakupów jest nowy przekład Rękopisu znalezionego w Saragossie Jana
Potockiego – utwór powstał na przełomie XVIII i XIX wieku.
Chociaż mam słabość do naprawdę starych utworów, wysokiego
poziomu literackiego – czego często brakuje w najnowszych pozycjach – to jednak
na moją półkę trafiają też nowości. Bo koniec końców uważam, że książka z duszą jest czytana i czytana, nie
stoi na półce.
Myślę, że każda książka pisana z sercem ma w sobie duszę, która została jej nadana przez autora. Nie jest to zależne od wieku w którym jest napisana. Od niedawna kolekcjonuję książki z serii Romantyczna, klasykę literatury i w najbliższym czasie zamierzam po nią sięgnąć, a czas kiedy była napisana dodaje jej tylko uroku.
Jedną z książek które chciałabym w tym temacie podać jest "Wróżbiarka" Mike Resnick. Powieść, która ma prawie tyle samo lat co ja. W tą pozycję to ja tchnęłam duszę, nadając jej indywidualizm, sentyment i uczucia. Działała na mnie pozytywnie, choć w ogóle nie wpisywała się w mój gust. Opowiada historię siedmioletniej dziewczynki, którą ścigają międzygalaktyczni łowcy nagród. Ów dziewczynka posiada pewien dar, a mianowicie przewiduje przyszłość. Jest to cenna umiejętność, dlatego rozpoczynają się łowy. Biedne dziecko jest przerażone, samotne i krzywdzone przez bezwzględne postacie, które za wszelką cenę starając się na niej wzbogacić. Jest jedna osoba, która jej pomaga. Mysz, kobieta zgorzkniała, dawna agentka demokracji. Obie ruszają do ucieczki, chroniąc się nawzajem. Dar, a raczej przekleństwo dziewczynki stają się coraz bardziej niebezpieczne dla świata, gdyż to właśnie od niej i kroków jakie podejmie zależy przyszłość. W swoich wizjach ma ona do wyboru kilka wariantów w zależności od tego jak się w danej chwili zachowa. Wystarczy jej drobny ruch, by zmienić wszystko. W książce poznajemy multum ras, Ziemia już nie jest jedyną planetą, na której znajduje się życie. A wszyscy chcą jednego- zagubionej, zlęknionej dziewczynki koniecznie poszukującej miłości.
Tą pozycję czytałam rok w rok na wakacje. Jedni mówią, że przypomina western, dla innych z kolei jest to arcydzieło. Dla mnie jest to lekka pozycja dzięki której miło wspominam wakacje. Dlatego właśnie ma ona dla mnie swoją własną duszę.
Czasami mam wrażenie że wśród czytelników panuje trend na
czytanie najnowszych publikacji. Ogląda się najnowsze filmy, kupuje najnowsze
telefony lub samochody czy buty, to dlaczego nie czytać najnowszych polecanych
książek i być zawsze na czasie?
Warto jednak cofnąć się do starych publikacji. W zasadzie
nie lubię czytać czy oglądać dwa razy tych samych książek i filmów, jednakże są
książki ponadczasowe do których wracam co najmniej raz na 5 lat:
Lucy M. Montgomery „Ania z Zielonego Wzgórza” – jak dla mnie
przygody Ani są ponadczasowe. Utwierdza w przekonaniu, że wrażliwość,
spontaniczność, miłość do bliźniego ma miejsce równieżwewspółczesnym świecie a
wola walki i konsekwencja w dążeniu do realizacji marzeń powinna towarzyszyć
nam zawsze.
MargitSandemo „Saga o Ludziach lodu” – nie śmiejcie się ale
zawsze ciągnęło mnie do legend, baśni do świata zaczarowanego i mistycznego ale
w pewnej granicy realnego. Wierzę w życie po drugiej stronie, wierzę, że obok
nas są zmarli przodkowie, wierzę w działanie ziół i siły paranormalne. O tym
właśnie jest ta saga składająca się 47
tomików. Prowadzi nas w tajemniczy i intrygujące przygody i losy członków
rodziny, potomków Tengela Złego, walczącego z złem od XV wieku po czasy
współczesne. Zakończenie jest dla mnie rozczarowujące, jednakże losy czarownicy
Sol, Heidego czy Daniela (i innych) są tak wciągające, przeplatane historią
Norwegii, Szwecji i Danii.
To są dla mnie najważniejsze pozycje, jednakże nie boję się
„szperać” w bibliotece po zakurzonych półkach, w najciemniejszym kącie, by dać
książce nowe życie i nadzieje na obejrzenie aktualnej codzienności.
Ps. A tak w ogóle to wierzę, że rzeczy mają życie :)
Saga o ludziach lody - zaczytywalam się i kilka dni temu ukladalam jej części na półce. Zastanawiałam się czy do niej nie wrócić i planowałam spisać w końcu nr tomików, ktorych mi brakuje.
OdpowiedzUsuńteż kiedyś bardzo chciałam mieć całą sagę na półce, jednak z braku miejsca zrezygnowałam z pomysłu :)
UsuńPo Sadze o Ludziach Lodu polecam Sagę o Czarnoksiężniku i Sagę o Królestwie Światła. Druga jest historią osobną, jednak nie mniej wciągającą, natomiast ta trzecia łączy dwie poprzednie :) Mnie, po wielu latach od pierwszego przeczytania SoLL, czytało się te dwie kolejne naprawdę świetnie. Chociaż styl autorki już mnie tak nie zachwycał jak 15 lat temu, to historia - petarda.
OdpowiedzUsuńnie mogę "dorwać" Sagi o Królestwie Światła. Czarnoksiężnika też już przeczytałam :)
UsuńKocham stare książki - te rozwalające się, pachnące kurzem cudeńka z antykwariatów i rodzinnych zbiorów, jak i klasykę napisaną 100 czy 200 lat temu :) Chociaż czytam dużo nowości (taki los blogera ;)), to jednak staram się sięgać po to, co obecnie mniej popularne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję uprzejmie za zaproszenie! Sagę o ludziach lodu miałam w domu dłuuugi czas, zamierzałam się jeszcze dłużej do jej przeczytania, jednak zanim w końcu się na to zdobyłam- całą sagę pochłonął ogień i tyle miałam z tego przyjemności.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś... :)
A ja tej Sagi nigdy nie czytałam. Chyba muszę sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńLubię też starsze publikacje. Nieważne kiedy napisana książka, ważne by była wciągająca.
OdpowiedzUsuńJa jak najbardziej sięgam po stare publikacje i wydania. Niektóre są, jak wino, dojrzalsze i unikatowe :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że Wasze propozycje nie są absolutnie w moich klimatach, ale ja hołubię właśnie starsze książki. Ilość nowości jest dla mnie bardzo przytłaczająca, czasami mam wrażenie, że wystarczy tylko mieć pieniądze i można wydać wszystko.
OdpowiedzUsuń