Marta W. Staniszewska była dla mnie całkowitym zaskoczeniem i nowością. Pewnie gdyby nie Martyna, która zauważyła możliwość wzięcia udziału w Book Tour u Kasi/, nigdy bym się z tymi pozycjami nie zapoznała.
Mam takie wrażenie, sądzę, że słuszne, że po sukcesie E. L. James i ,,Pięćdziesięciu twarzy Grey'a", polskie i zagraniczne pisarki stwierdziły, że skoro ona odniosła sukces, dlaczego by nie spróbować swoich sił w dziedzinie literatury erotycznej. Niewiele myśląc, siadły i zaczęły pisać. Jedne lepiej, drugie gorzej. Jedne promowane, jako lepsze, niż Grey, inne opisywane jako te, o których ludzkość dotąd nie słyszała. Marta W. Staniszewska także nie była wyjątkiem i postanowiła stworzyć dwutomowy cykl, przedstawiający historię znajomości Sophie Thomson oraz Aleksandra Kenta, relacje kobiety, dopiero zaczynającej swoją karierę zawodową z milionerem.
Muszę przyznać, że przez ostatnio dość napięty harmonogram dnia i chęć wywiązania się ze wszystkich zobowiązań, co rusz trafiałam na pozycję z tego gatunku. Postanowiłam jednak jedno popołudnie poświęcić i dać szansę nieznanej mi dotąd autorce, zaczynając lekturę ,,Nigdy Cię nie zapomniałam". Warto wspomnieć, że pozycje zostały wydane najpierw jedynie w formie elektronicznej, dopiero po jakimś czasie ukazały się nakładem wydawnictwa Psychoskok. Wróćmy jednak do fabuły. Sophia była niedoświadczona seksualnie aż do momentu, gdy pewnego dnia na plaży spotkała Boskiego Thora, jak go nazwała. Spędzają razem namiętną noc, traci dziewictwo, facet obiecuje jej wspólną przyszłość. Tymczasem mija 5 lat, a kontakt nie został wznowiony. Wówczas nowo zatrudniona Sophia poznaje Aleksandra Kenta... Czy wspomnienia sprzed lat odżyją na nowo?
Mimo, że sama pozycja nie jest zbyt obszerna, ma raptem 210 stron, jakoś nie potrafiłam się w nią wciągnąć. To znaczy teoretycznie wszystko było w porządku. Nie, żebym płynęła przez tekst, ale bez większego trudu przebolewałam braki interpunkcji, literówki i błędy składniowe, co już po którejś korekcie (jak mniemam osobnej do e-booka i kolejnej do wydania papierowego), nie powinno mieć już miejsca. Na początku znajduje się krótkie nawiązanie do mitologii celtyckiej,\ wraz z przypisami, które wiecie gdzie się znajdują? Nie, nie na dole strony, tylko na samym końcu książki. A więc, czytacie sobie zdanie, patrzycie przypis, potem kolejne i znowu. Całe szczęście, że ten wstęp z odnośnikami zawiera raptem 2 strony. Przyjemna lektura, która nie wywarła na mnie większego wrażenia. W niedzielę zapraszam na moją relację z 2 tomu.
Lubię takie :))))))))
OdpowiedzUsuńNie czytałam wielu takich książek, może kiedyś się z nią zapoznam, aby zobaczyć czy dużo straciłam nie znając jej wcześniej :)
OdpowiedzUsuńNiestety, to zupełnie nie moja tematyka.
OdpowiedzUsuń