Twórczość Diego Galdino poznałam przy okazji powieści ,,Zadbam o to, aby cię nie stracić"
, z którą zapoznałam się w październiku 2015 roku. W lipcu na spotkaniu literackich blogerek otrzymałam ,,Żeby miłość miała twoje oczy". Postanowiłam w końcu dać jej szansę.
Autor bywa czasem porównywany do włoskiej wersji Nicholasa Sparksa. O ile tego drugiego darzę szczególnym sentymentem i zapoznałam się z większością powieści, które zostały wydane w Polsce, o tyle z Diego Galdino mam ten problem, że zawsze na początku nie mogę się wciągnąć się w przedstawiane przez niego historię. Nie inaczej było i tym razem. Sama nie wiedziałam, czy chcę ją przeczytać, czy lepiej przekazać się dalej. Ostatecznie jednak zdecydowałam się dać jej szansę.
Tyrol Lane to wybitny malarz, który jednak izoluje się od świata. Z tego też powodu jego asystentka znajduje ustronne mieszkanie u państwa Ferrettich w Cetonie, gdzie teoretycznie nikt nie powinien dowiedzieć się o jego obecności. Tymczasem spokój twórcy zostaje przerwany przez znajomość z córką gospodarzy, Sofią, która nie ukrywa niechęci do artysty. Jak jednak wiadomo, miłość pojawia się nagle. Tylko, czy Tyrol odważy się zaufać po raz drugi?
,,Żeby miłość miała twoje oczy" ostatecznie uznaję za ciepłą, pełną nadziei opowieść o sile prawdziwego uczucia, które mimo przeciwności losu ma szansę przetrwać. Diego Galdino pokazuje przepiękne krajobrazy Cetony, kreśli przez czytelnikiem malownicze pejzaże, dzięki czemu możemy przenieść się do miejsca, gdzie wszystko jest możliwe, a ludzie są wobec siebie jednak w większości życzliwi. Czy Diego Galdino zostanie włoskim Nicholasem Sparksem? Poczekajmy na jego kolejną powieść.
Mnie jakoś twórczość tego autora do siebie nie przekonuje.
OdpowiedzUsuń