,,Listy do E." Kristine Turowskiej zainteresowały mnie swoją fabułą.
Niestety zdarza się też tak, że ciekawa zapowiedź fabuły oraz przykuwająca wzrok okładka nie okażą się satysfakcjonujące, by dane spotkanie czytelnicze można było uznać za udane. Z przykrością muszę przyznać, że ,,Listy do E." Kristine Turowskiej zaliczają się do tej kategorii. Mimo szczerych chęci język tej powieści okazał się tak drętwienie, że czytanie tej propozycji musiałam sobie dawkować przez odpowiednio długi okres, gdyż nie byłam w stanie przyspieszyć tempa czytania.
Fabuła toczy się na początku XIX-ego wieku, kiedy to kobieta podpisująca się jako K. przyjechała do Rozalina znajdującego się blisko Warszawy. Tak naprawdę nie było wiadome to, z jakiego powodu opuściła Paryż. Lektura opiera się na pisaniu listów do tytułowej E. oraz odpowiedziach do K. W tej lekturze odbiorca ma szansę podróżniczo przenieść się także w inne miejsca. Gratką są zdjęcia autorki pozującej w sukni z epoki w dworku w Rozalinie.
Pod względem poruszanej treści książka zapowiadała się naprawdę interesująco. Problem w moim przypadku polegał jednak na tym, iż nie mogłam wciągnąć się w to wydanie pod względem języka, który dla mnie był drętwy i nie mogłam odpowiednio czerpać przyjemności w związku z czytaniem kolejnych stron tego powieściowego romansu historycznego.
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję wydawnictwu Novae Res.
Lubię powieści z wątkiem historycznym, ale tym razem chyba odpuszczę.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy skuszę się na tę lekturę.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie książki. Na pewno zapoznam się z tą o której piszesz :)
OdpowiedzUsuń